niedziela, 24 października 2010

po Krakowie

Nie wiem dlaczego,ale coś we mnie pękło. Trzask łamanego kręgosłupa ogłupił jaźń na tyle,że nie wiem czy to co widzę,można nazwać obrazem.
Wizytę w Krakowie mogę uznać za udaną. Po pierwsze-magia miasta,na nowo zagościła w mojej głowie. Po drugie,poczułam,że moi przyjaciele są blisko i cholernie mi na nich zależy(łał,uświadomiłam sobie to!) W pewnych sytuacjach zachowujemy się nie tak,jakbyśmy chcieli. To smutne,chore instynkty nikną gdy strach obezwładnia gardło i stwarza niemoc istnienia. Tak,sumienie nieraz potrafi dogryźć. Jednak,moja głupota czasem przypisuje mi sekundy szczęścia. Dzięki jej za to! Moje alter ego budzi się nocą,co również odkryłam w Krakowie. Czy życzenie wypowiedziane w głowie(gdy lewa dłoń była na sercu dzwonu Zygmunta) mnie drażni i wodzi za nos,czy tylko mi się wydaje? Niech już życie przestanie ze mnie kpić,szczerze mam tego dość... Pozytywem niech będzie uśmiech i paranoja,to mnie trzyma przy równomierności oddechu i pulsu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz